Krystyna Mirek po raz kolejny udowadnia, że potrafi pisać o życiu zwyczajnych ludzi w sposób niezwyczajnie prawdziwy. „Do trzech razy miłość” to powieść o kobietach, które – mimo różnicy wieku i doświadczeń – łączy jedno: pragnienie bliskości i nadzieja, że na szczęście nigdy nie jest za późno.
Akcja toczy się w spokojnej miejscowości, gdzie życie płynie swoim rytmem, a każdy zna każdego. Poznajemy trzy bohaterki – babcię, córkę i wnuczkę – które należą do jednej rodziny, ale każda z nich mierzy się z własnymi problemami i uczuciami. Łucja, wdowa, po latach samotności zaczyna się zastanawiać, czy los nie ma dla niej jeszcze jednej niespodzianki. Ania, jej córka, silna i rozsądna nauczycielka, pozornie ma wszystko pod kontrolą, choć w środku czuje pustkę. Klara, najmłodsza z nich, dopiero uczy się życia i miłości, a jej młodzieńcze ideały zderzają się z rzeczywistością.
Autorka pokazuje, że miłość nie ma wieku, a każda z kobiet ma prawo do nowego początku. Bardzo cenię w tej książce to, że autorka nie przedstawia miłości w sposób przesłodzony. To uczucie bywa tu trudne, czasem zaskakujące, czasem wymagające odwagi. Właśnie przez to opowieść wydaje się szczera i życiowa.
Największą siłą tej powieści jest jej autentyczność. Bohaterki nie są idealne – popełniają błędy, kierują się emocjami, czasem same sobie utrudniają szczęście. Ale dzięki temu stają się bliskie czytelnikowi. Widzimy w nich siebie: nasze lęki, nasze marzenia, nasze niespełnienia. I to sprawia, że ta książka trafia prosto do serca.
Styl Krystyny Mirek jest lekki i ciepły, ale jednocześnie pełen refleksji. Nie ma tu wielkich dramatów ani zaskakujących zwrotów akcji, lecz jest coś cenniejszego – codzienność opowiedziana z empatią i zrozumieniem. To jedna z tych historii, które przypominają, że szczęście często kryje się w małych rzeczach: w rozmowie, w odwadze powiedzenia „tak”, w umiejętności wybaczenia sobie.
Osobiście uważam, że „Do trzech razy miłość” to jedna z najdojrzalszych i najbardziej poruszających książek Krystyny Mirek. Czyta się ją lekko, ale zostawia po sobie głębsze przemyślenia. To nie tylko historia o miłości, lecz także o relacjach rodzinnych, o tym, jak różne pokolenia uczą się od siebie nawzajem i jak trudno czasem otworzyć się na zmianę.
To powieść, którą poleciłabym każdemu, kto potrzebuje nadziei. Nie tej bajkowej, ale prawdziwej – takiej, która mówi: nawet jeśli życie nie zawsze układa się po naszej myśli, to zawsze może się zdarzyć coś dobrego.
To książka, która sama się czyta i człowiek nawet nie wie kiedy, a już jest na ostatniej stronie. Niestety na kontynuację losów Łucji, Klary i Ani będziemy musieli czekać aż do stycznia, a kolejna część już ostatnia ma mieć premierę w kwietniu.