„Ucieczka last minute” to historia, która z pozoru zapowiada się jak klasyczna opowieść o kryzysie w związku i ucieczce od codzienności, ale Karolina Wilczyńska próbuje poprowadzić ją nieco inaczej — bardziej refleksyjnie, z naciskiem na osobiste dojrzewanie i przewartościowanie życia.
Główna bohaterka, Klara, trafia na Maderę z partnerem, z którym łączy ją już głównie przyzwyczajenie i rutyna. Szybko jednak zostaje sama, zmuszona do tego, by skonfrontować się ze sobą i swoją przyszłością. W egzotycznej scenerii spotyka Radka — mężczyznę, który również coś w życiu stracił i także potrzebuje oderwania się od przeszłości. Ich znajomość nie jest przerysowana ani od razu romantyczna — to raczej seria rozmów i wspólnych chwil, które pozwalają Klarze stopniowo zrozumieć, czego naprawdę pragnie.
Muszę przyznać, że książka czyta się lekko, a Madera opisana jest tak barwnie, że można poczuć zapach kwiatów i szum oceanu. To zdecydowanie najmocniejsza strona tej opowieści. Sama historia jednak nie do końca mnie porwała. Mimo kilku interesujących momentów i subtelnych obserwacji psychologicznych, miałam poczucie, że wszystko rozwija się zbyt schematycznie — od ucieczki po „nowy początek”. Zabrakło mi większej głębi w emocjach i bardziej nieoczywistych zwrotów akcji.
To dobra książka na weekend — lekka, pełna słońca, ale nie zostaje w głowie na długo. Jeśli ktoś szuka niezobowiązującej historii o kobiecej przemianie i odwadze, by zacząć od nowa, znajdzie tu coś dla siebie.