„Teściowa” Moa Herngren to powieść, która zaskakuje swoją zwyczajnością — ale w tym właśnie tkwi jej siła. Nie znajdziemy tu spektakularnych zwrotów akcji czy sensacyjnych dramatów, a raczej intymny, precyzyjnie rozrysowany portret rodzinnej codzienności, z całą jej złożonością i niedopowiedzeniami. Autorka wnikliwie pokazuje złożoność relacji rodzinnych, a szczególnie tej jednej — między synową a teściową, gdzie dobre intencje często zderzają się z niezrozumieniem, frustracją i milczeniem.
Główna bohaterka, Åsa, nie jest postacią jednoznaczną. Wzbudza jednocześnie współczucie i irytację.
Z jednej strony chce dobrze — być obecna, pomocna, kochająca. Z drugiej — zupełnie nie zauważa, jak bardzo narusza granice innych, szczególnie swojej synowej. I choć nie jest czarnym charakterem, trudno nie poczuć dyskomfortu w obliczu jej zaborczości i braku autorefleksji.
Największą zaletą książki jest to, że nikt tu nie jest jednoznacznie winny ani niewinny. Każdy bohater — Åsa, Andreas, Josephin — działa w dobrej wierze, ale też z własnej potrzeby bezpieczeństwa i kontroli. Autorka świetnie pokazuje, jak łatwo można się pogubić w relacjach rodzinnych, szczególnie gdy każdy niesie ze sobą emocjonalny bagaż i niewyrażone oczekiwania.
Doceniam też, jak subtelnie Moa Herngren prowadzi narrację — bez dramatyzowania, ale z wyczuciem emocjonalnych napięć. To książka, która zostaje w głowie, każe się zatrzymać i zadać pytanie: gdzie w naszych rodzinnych relacjach leży granica między bliskością a narzucaniem się?
Chociaż akcja toczy się
powoli, to właśnie w tej codzienności i psychologicznym realizmie tkwi
siła tej powieści. Moim zdaniem to bardzo udana książka obyczajowa — nie
tylko poruszająca, ale też wartościowa.
Polecam każdemu, kto ceni literaturę o relacjach i emocjach — oraz tym, którzy są (lub mają) teściowe.
Przede mną trzecia i póki co ostatnia część tej serii i nie mogę się już doczekać!