Przejdź do głównej zawartości

SOCIAL MEDIA


Freida McFadden w „Pomocy domowej” bierze na warsztat klasyczny schemat thrillera psychologicznego: ktoś z przeszłością trafia do domu, który na pozór jest idealny, a w rzeczywistości kryje sekrety. Bohaterką jest Millie – młoda kobieta, która desperacko potrzebuje pracy i szansy, by zacząć życie od nowa. Posada pomocy domowej w rodzinie Winchesterów wydaje się wręcz prezentem od losu: piękny dom, dobre warunki, dach nad głową. Szybko jednak okazuje się, że za tą fasadą kryje się coś bardzo niepokojącego – zachowania Niny są coraz bardziej irracjonalne, a atmosfera w domu zaczyna gęstnieć.

To, co najbardziej mnie wciągnęło, to sposób, w jaki autorka stopniuje napięcie. Nie mamy tu od razu dramatycznych wydarzeń – zamiast tego dostajemy drobne szczegóły, sygnały, które budzą wątpliwości. Kiedy Millie odkrywa, że drzwi jej pokoju zamykają się od zewnątrz, ja sama poczułam ciarki. To proste, ale bardzo skuteczne zagranie, które sprawia, że czytelnik zaczyna zastanawiać się: „czy ja w ogóle mogłabym tam zostać choćby jeden dzień?”.

Millie to bohaterka, którą łatwo polubić – nieidealna, popełniająca błędy, ale przez to ludzka. Jej przeszłość dodaje historii ciężaru, bo od razu czujemy, że ta dziewczyna naprawdę nie ma wielkiego pola manewru. To wzmaga emocje: jej sytuacja jest trudna, a jednocześnie zmusza nas do zastanowienia się, jak sami postąpilibyśmy na jej miejscu.

Oczywiście, książka ma też swoje słabsze strony. Momentami miałam wrażenie, że niektóre postacie są mocno przerysowane – szczególnie Nina, której zachowania balansują na granicy wiarygodności. Kilka scen było też trochę przewidywalnych, a dla wprawionego czytelnika thrillera pewne rozwiązania mogą wydać się znajome. Ale mimo tego całość działa: tempo jest szybkie, krótkie rozdziały wciągają i trudno oderwać się od lektury.

Podobało mi się również zakończenie – zaskoczyło mnie i pokazało, że autorka nie boi się pograć z czytelnikiem. Może nie jest to twist na miarę absolutnych hitów gatunku, ale na pewno daje satysfakcję i sprawia, że odkłada się książkę z wrażeniem, że było warto.

Pomoc domowa to thriller psychologiczny w najlepszym wydaniu rozrywkowym: szybki, wciągający, pełen emocji i napięcia. Nie jest pozbawiony wad – czasem bywa schematyczny i nie do końca realistyczny – ale jako całość spełnia obietnicę dobrej, trzymającej w napięciu lektury.

Pomoc domowa - Freida McFadden

 

Lisa Jewell od lat specjalizuje się w thrillerach psychologicznych, w których zwyczajne życie bohaterów powoli odsłania ciemne, ukryte warstwy. W Nie wpuszczaj go ponownie sięga po ten schemat, ale nadaje mu świeży charakter, łącząc trzy różne perspektywy.

Poznajemy Ninę – wdowę, która próbuje odnaleźć się po śmierci męża i wpuszcza do swojego życia Nicka, mężczyznę wręcz zbyt idealnego. Jest też Ash, jej dorosła córka, od początku podchodząca do nowego partnera matki z dystansem i podejrzeniami. Trzecią postacią jest Martha – kwiaciarka, pozornie szczęśliwa żona i matka, lecz coraz bardziej niepewna wobec tajemniczych nieobecności męża. Te trzy historie splatają się, a czytelnik coraz mocniej czuje, że coś jest nie tak, że fasady normalności lada moment runą.

Autorka potrafi stopniować napięcie – nie serwuje od razu mocnych scen, tylko raczej drobne sygnały, gesty i niepokojące szczegóły. Dzięki temu czytelnik zaczyna wątpić razem z bohaterkami: czy to intuicja, czy paranoja?

Muszę przyznać, że autorka znów zrobiła to, co lubię w jej książkach najbardziej – wzięła zwyczajne życie i wplotła w nie wątki, które budzą lęk i niepewność. W „Nie wpuszczaj go” kluczowy jest motyw zaufania: do matki, do córki, do partnera. Każda z bohaterek inaczej reaguje na pojawiające się zagrożenie i to sprawia, że powieść jest dynamiczna, mimo że akcja nie zawsze biegnie szybko.

Najbardziej podobała mi się postać Ash – córki, która ma odwagę zadawać pytania, które inni wolą przemilczeć. Jej podejrzliwość nadaje powieści ostrze, a jednocześnie pokazuje, jak trudno przeciwstawić się komuś, kto wydaje się doskonały.

Z drugiej strony mam pewne zastrzeżenia. W środkowej części fabuła trochę się rozwleka, a momentami miałam wrażenie, że autorka powtarza schemat: kolejna rozmowa, kolejne podejrzenia, ale bez nowych mocnych faktów. Do tego dochodzi zakończenie – mocne i zaskakujące, ale może być odebrane jako odrobinę „przekombinowane”.

Mimo tego całość oceniam pozytywnie. To książka, która dobrze sprawdzi się dla kogoś, kto lubi thrillery skupione na psychologii i emocjach, a nie na samej akcji. Atmosfera jest duszna, bohaterki autentyczne, a temat zaufania i tego, jak łatwo je nadużyć – uniwersalny.

Nie wpuszczaj go - Lisa Jewell

 


„Tysiąc pocałunków” to opowieść o Poppy i Rune’ie – dwójce młodych ludzi, którzy poznają się jako dzieci i od razu stają się nierozłączni. Ich przyjaźń szybko przeradza się w pierwszą, prawdziwą miłość.

Szczególnym symbolem tej relacji staje się słoik, który Poppy otrzymuje od babci. Dziewczyna ma wypełnić go tysiącem pocałunków – każdym wyjątkowym, niezapomnianym i zapisanym w pamięci. To proste zadanie zmienia się w niezwykle wzruszającą podróż przez dorastanie, dojrzewanie do uczuć i mierzenie się z trudnymi doświadczeniami, jakie niesie życie.

Historia pokazuje ich dzieciństwo, pierwsze uniesienia, radość codziennych chwil, ale także rozłąkę, ból i pytania o to, co naprawdę jest najważniejsze. To powieść o miłości, która dojrzewa razem z bohaterami i musi zmierzyć się z przeciwnościami losu.

Książka Tillie Cole jest napisana prostym, ale bardzo emocjonalnym językiem. To jedna z tych historii, które potrafią chwycić za serce i nie zostawić czytelnika obojętnym. Podobało mi się, jak autorka uchwyciła niewinność dziecięcej przyjaźni i przeobraziła ją w głęboką więź, która towarzyszy bohaterom przez lata.

Momentami fabuła bywa przewidywalna i mocno opiera się na schematach typowych dla romansów młodzieżowych, ale mimo to działa – bo emocje są autentyczne. Podczas lektury można się uśmiechnąć, wzruszyć, a nawet uronić kilka łez.

Uważam, że „Tysiąc pocałunków” to książka dla osób, które lubią poruszające, romantyczne opowieści z przesłaniem. Jeśli ktoś szuka historii lekkiej i zabawnej – tu jej nie znajdzie. Ale jeśli chce przeżyć coś intensywnego, pełnego uczuć i refleksji nad tym, jak kruche i cenne jest życie – ta powieść na pewno spełni oczekiwania.

Tysiąc pocałunków. - Tillie Cole

 


„Jesienny piknik kotów” to kolorowanka, która od pierwszego spojrzenia urzeka delikatnością i spokojem. Już sama okładka – z kotami beztrosko bawiącymi się w różowych trawach – sugeruje, że czeka nas podróż do świata, gdzie natura i zwierzęta współistnieją w harmonii.

Autorka, Cheon Seonjin, w niezwykle subtelny sposób łączy koreańską wrażliwość estetyczną z motywami codzienności – koty, kwiaty, jesienne krajobrazy. Obrazy są pełne detali, ale nie przytłaczają. Każda ilustracja jest jak zaproszenie do zatrzymania się na chwilę i odnalezienia własnego rytmu – zupełnie jak podczas spokojnego spaceru w jesiennym parku.

Tłumaczenie Agnieszki Klessa-Shin, znanej z kanału Pyra w Korei, dodaje publikacji jeszcze więcej autentyczności i pozwala lepiej zrozumieć kontekst kulturowy. Całość wpisuje się w trend kolorowanek relaksacyjnych, które nie tylko rozwijają kreatywność, ale też pomagają w odprężeniu.

Ta kolorowanka jest czymś więcej niż zbiorem ilustracji do wypełnienia barwami – to mała podróż do Korei, gdzie jesień pachnie trawami, a koty snują się między kwiatami. Ilustracje mają w sobie lekkość, a ich kompozycja daje przestrzeń na eksperymenty kolorystyczne.

Podoba mi się to, że motywem przewodnim są koty – zwierzęta kojarzące się z ciepłem, spokojem i domowością. Połączenie ich z naturalnymi pejzażami sprawia, że kolorowanie staje się jeszcze bardziej kojące. Szczególnie dla miłośników tych futrzanych przyjaciół

Uważam, że to świetna propozycja zarówno dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z kolorowankami, jak i dla bardziej doświadczonych – każdy znajdzie tu coś dla siebie. Dodatkowym atutem jest fakt, że seria Kwiaty Korei ma charakter kolekcjonerski – można więc traktować tę książkę jako część większej przygody z koreańską estetyką.

Jesienny piknik kotów” to kolorowanka pełna uroku, subtelności i ciepła. Idealna na jesienne wieczory, kiedy chcemy się wyciszyć i zanurzyć w spokojnym, pastelowym świecie natury i kotów. Daje dużo satysfakcji i zachęca do własnej twórczej interpretacji.
Z niecierpliwością czekam na kolejne części! 
 


Mia i Finn to młode małżeństwo, które mieszka kątem u rodziców. Gdy na rynku pojawia się stary dom do remontu postanawiają go kupić i stworzyć w nim swoje miejsce na ziemi. Rodzice Finna również byli zainteresowani kupnem tego domu ale decydują się odstąpić go dzieciom. Finn razem z ojcem zajmuje się remontem, a w tym czasie Mia dowiaduje się, że jest w wymarzonej ciąży. Początkowo ich plan wydaje się prosty – odnowić dom i zacząć nowe życie – ale szybko okazuje się, że budynek kryje w sobie tajemnice, o których lepiej byłoby nie wiedzieć.
Podczas prac remontowych odnajdują ślady przeszłości, które sugerują, że w tym domu działo się coś złego. Odkrycie jednej rzeczy prowadzi do kolejnych pytań, a w bohaterach zaczyna narastać niepokój. Stopniowo wychodzi na jaw, że każdy z członków tej rodziny coś ukrywa, a ich relacje nie są tak zdrowe i bezpieczne, jak mogłoby się wydawać. To, co miało być nowym początkiem, zamienia się w spiralę strachu i podejrzeń.

Książka od pierwszych stron wciąga klimatem – jest ciężko, duszno i momentami naprawdę klaustrofobicznie. Dom staje się bohaterem samym w sobie, a jego mury skrywają więcej, niż można by się spodziewać. Bardzo podobało mi się, że autor prowadzi narrację z kilku perspektyw – to daje pełniejszy obraz, ale też sprawia, że czytelnik ciągle się zastanawia, kto mówi prawdę, a kto tylko manipuluje.

Bohaterowie są dalecy od ideałów. Nie zawsze da się ich polubić, czasami wręcz drażnią, ale to czyni ich wiarygodnymi. Relacje między nimi są pełne niedopowiedzeń i napięcia, a przeszłość każdego z nich mocno wpływa na to, co dzieje się teraz.

Autor świetnie buduje napięcie – zwykłe prace remontowe czy odkrycie drobnych szczegółów nagle nabierają złowrogiego charakteru. Kilka razy myślałam, że już wiem, jak zakończy się historia, ale autor skutecznie myli tropy i prowadzi fabułę w inną stronę.

Nie jest to jednak lekka lektura. Tematy, jakie porusza książka – zwłaszcza te związane z rodziną i dzieciństwem – są trudne i obciążające emocjonalnie. Po skończeniu lektury zostaje się z uczuciem niepokoju i refleksją nad tym, jak bardzo sekrety rodzinne potrafią niszczyć życie.

Bardzo polecam! Minął już tydzień odkąd skończyłam ją czytać i dopiero teraz mogłam usiąść i na spokojnie opisać całość. Na pewno na długo zostanie w mojej pamięci.

Wszystko zostaje w rodzinie - John Marrs

 

 

Jodi Picoult znów udowadnia, że potrafi pisać o rodzinnych dramatach w taki sposób, by poruszyć czytelnika i wciągnąć go w opowieść od pierwszych stron. „Słodki obłęd”, napisana wspólnie z Jennifer Finney Boylan, to książka, która początkowo wygląda jak klasyczna powieść obyczajowa, a z czasem zmienia się w pełen napięcia dramat sądowy z mocnym, zaskakującym zwrotem akcji. Jest to historia Olivii, samotnej matki próbującej odbudować swoje życie po toksycznym związku, i jej syna Ashera, zakochanego w Lily. Książka jest pełna emocji, niedopowiedzeń i trudnych pytań o granice miłości oraz odpowiedzialności.

Ogromną siłą tej powieści są bohaterowie – skomplikowani, niejednoznaczni, targani przez własne traumy. Olivia, jako matka, rozdarta między potrzebą ochrony dziecka a strachem przed prawdą, staje się postacią, z którą łatwo się utożsamić. Asher, choć na pierwszy rzut oka typowy nastolatek, kryje w sobie wiele warstw, które odkrywamy powoli, a Lily – narratorka drugiego planu – wnosi do książki niezwykle poruszającą historię o dorastaniu i poszukiwaniu własnej tożsamości. Dwutorowa narracja sprawia, że każdy rozdział odsłania kolejne sekrety, a czytelnik z każdą stroną coraz głębiej wciąga się w zagadkę.

To powieść, która porusza ważne i współczesne tematy – od przemocy domowej po kwestię tożsamości płciowej. Momentami opowieść spowalnia, bo autorki pozwalają sobie na dłuższe opisy czy refleksje, ale nawet te fragmenty mają sens, bo pogłębiają psychologię postaci i budują atmosferę. Typowe dla autorki elementy – dramat rodzinny, proces sądowy i mocny finał – mogą być znajome dla jej wiernych czytelników, ale nie odbierają powieści świeżości ani siły oddziaływania.

„Słodki obłęd” to książka, która zostaje w głowie i sercu na długo po odłożeniu. Jest emocjonalna, momentami bolesna, ale przede wszystkim niezwykle prawdziwa. To opowieść o miłości, stracie, lojalności i o tym, jak wiele wciąż nie wiemy o ludziach, których kochamy najbardziej.


 

Książka Marka H. McCormacka to zbiór praktycznych spostrzeżeń i porad z życia biznesowego, które autor zdobył jako twórca i wieloletni szef jednej z największych firm menedżerskich na świecie.

McCormack pokazuje kulisy prowadzenia biznesu w sposób szczery i konkretny. Opowiada o negocjacjach, budowaniu relacji, ocenie ludzi i wykorzystywaniu zdrowego rozsądku w pracy. Podkreśla, że w biznesie często liczą się nie książkowe reguły, ale wyczucie, intuicja i umiejętność obserwacji. Zamiast formułek dostajemy życiowe przykłady i historie, które łatwo zapamiętać i przenieść do codziennej praktyki.

Uważam, że książka jest naprawdę wartościowa, bo nie powiela suchych teorii, tylko daje konkretne wskazówki, oparte na doświadczeniu człowieka, który faktycznie osiągnął sukces. Zaskoczyło mnie to, jak wiele z jego obserwacji – mimo że książka powstała kilkadziesiąt lat temu – wciąż pozostaje aktualnych. Szczególnie cenne wydały mi się fragmenty o ocenie ludzi w pierwszych minutach spotkania czy o sztuce słuchania, bo to umiejętności przydatne nie tylko w biznesie, ale też w codziennym życiu.

Nie jest to lektura lekka jak powieść, ale czyta się ją przyjemnie, bo styl McCormacka jest bezpośredni i momentami anegdotyczny. Wadą może być to, że niektóre przykłady są mocno osadzone w realiach amerykańskiego biznesu lat 70. i 80., co nie zawsze pasuje do współczesnych realiów. Mimo to, esencja porad pozostaje uniwersalna.

Polecam tę książkę każdemu, kto szuka praktycznych wskazówek, a nie akademickich teorii. To lektura inspirująca, zmuszająca do refleksji i pokazująca, że sukces nie zawsze bierze się z dyplomów, ale częściej z doświadczenia, spostrzegawczości i umiejętności pracy z ludźmi.


Piękna Brzydota” to thriller psychologiczny, który od pierwszych stron stawia pytanie: jak dobrze znamy tych, których kochamy? Alice Feeney serwuje nam historię Grady’ego Greena, pisarza, który w jednej chwili traci wszystko – jego żona znika w tajemniczych okolicznościach, a po roku żałoby próbuje odnaleźć spokój na szkockiej wyspie. Spokój jednak zamienia się w koszmar, gdy na wyspie pojawia się kobieta łudząco podobna do Abby. Czy to halucynacja, gra wyobraźni, czy mroczna tajemnica?

Fabuła rozwija się w typowym stylu autorki. Z pozoru prosta opowieść rozwarstwia się w sieć kłamstw, niedopowiedzeń i sekretów. Autorka lubi bawić się z czytelnikiem, podrzucając mylne tropy i stawiając pytania, na które odpowiedzi pojawiają się dopiero na ostatnich stronach. Narracja jest prowadzona z kilku perspektyw, co dodaje dynamiki, ale wymaga skupienia, bo każdy rozdział wnosi coś nowego do układanki. Zdecydowanie na ogromny plus zasługuje atmosfera, która panuje w książce. Wyspa jest jednocześnie ponura i tajemnicza nocą, a za dnia niepokojąca ale też i groźnie piękna.

To książka, która trzyma w napięciu, ale wymaga, by czytelnik pozwolił się prowadzić – nawet jeśli droga chwilami przypomina serpentynę na skraju przepaści. Dla mnie to świetny przykład tego, czym jest guilty pleasure: nie zawsze logiczne, ale wciągające i rozrywkowe. Idealne na wieczór, gdy chcesz odpocząć od rzeczywistości i zanurzyć się w  świecie mrocznym i pełnym sekretów.

Piękna brzydota - Alice Feeney



Tę książkę czytałam po raz pierwszy mając chyba czternaście lat. Miałam jeszcze wersję książki jedną z pierwszych, gdzie główna bohaterka była Joanną. W tych nowych wydaniach jest już oryginalne tłumaczenie i tak nasza polska Joanna stała się Valancy:)

Od razu na samym początku muszę powiedzieć, że obojętnie czy czytelnik ma lat czternaście czy sześćdziesiąt, książka zawsze wywołuje te same emocje. A musicie wiedzieć, że "Błękitny zamek" to jedna z piękniejszych książek, która od samego początku naładowana jest całą gamą emocji.

Główną bohaterką jest Valancy Stirling. Niestety żyje w takich czasach, gdzie bycie 29 letnią niezamężną kobietą to wstyd. Nie dają jej o tym zapomnieć mama i ciotka, z którymi ciągle mieszka, a właściwie jej staropanieństwem interesuje się cała rodzina.
Gdy Valancy dowiaduje się, że jest śmiertelnie chora, przeżywa szok. Nie potrafi się pogodzić z tym, że jeszcze nie zaczęła żyć. Nie spełniła żadnego swojego marzenia, nie osiągnęła celu a wkrótce ma umrzeć.  Postanawia zawalczyć o siebie i swoje życie. Choć raz chce poczuć, że żyje i jest szczęśliwa.
Czy jej się uda?

"Błękitny zamek" to cudowna historia i naprawdę z wielką przyjemnością wróciłam do niej po tylu latach. Wywołała we mnie cały szereg różnych emocji, trochę bardziej dojrzałych od tych, które zapamiętałam. Bo będąc nastolatką liczyła się dla mnie strona romantyczna tej książki, teraz gdy sama jestem żoną patrzę na to z innej strony. Co ja bym zrobiła gdybym znalazła się w takiej sytuacji. Człowiek będąc zadowolonym ze swojego życie nie zastanawia się nad takimi rzeczami, a takie książki dają wiele do myślenia i sprawiają, że zaczynamy inaczej patrzeć na swoje życie i doceniać to co mamy.

Ciągle też się zastanawiam nad fenomenem książek autorki.To niesamowite, że wywołują tyle emocji, a przecież wcale nie opowiadają jakiejś spektakularnej historii. Są piękne w swej prostocie i niesamowicie mądre.
Z całego serca Wam ją polecam!

Błękitny zamek - Lucy Maud Montgomery


Pewnie mnie z tej strony nie znacie, bo i skąd ale kocham kolorować! Koloruję już od roku markerami alkoholowymi i uwielbiam w taki sposób spędzać kreatywnie czas. Nic więc dziwnego, że gdy tylko zobaczyłam te kolorowanki to od razu chciałam je przetestować.

Świat Sylvanian Families od lat zachwyca miłośników uroczych figurek i klimatycznych, spokojnych opowieści. Jeśli chcesz przenieść ten magiczny klimat na papier i stworzyć własne wersje przygód sympatycznych zwierzątek, kolorowanki „Radosne Przygody” i „Milusi Przyjaciele” będą idealnym wyborem.

Obie kolorowanki oferują zestaw pięknych ilustracji, które aż proszą się o dodanie koloru. To nie są przypadkowe obrazki – każda strona to mała historia z życia bohaterów Sylvanian Families. W „Radosnych Przygodach” dominują dynamiczne scenki pełne ruchu, zabaw na świeżym powietrzu i wspólnych wypraw, co sprawia, że jest to świetna propozycja dla osób, które lubią urozmaicone, bogatsze kompozycje. Z kolei „Milusi Przyjaciele” to spokojniejsze, bardziej codzienne motywy – sceny w domku, wspólne posiłki czy zabawy z przyjaciółmi. Dzięki temu ta kolorowanka idealnie sprawdzi się dla młodszych dzieci lub osób, które preferują mniej skomplikowane rysunki.

Pod względem jakości papieru obie kolorowanki prezentują się bardzo dobrze. Kartki są na tyle grube, że świetnie znoszą kolorowanie kredkami czy cienkopisami. Delikatne użycie markerów również jest możliwe, chociaż warto podłożyć dodatkową kartkę, by zapobiec przebiciu.


Dla kogo są te kolorowanki?
Dla dzieci – kolorowanie to wspaniała zabawa, a jednocześnie rozwój zdolności manualnych, kreatywności i cierpliwości. Świat Sylvanian Families jest ciepły, przyjazny i wolny od agresji, więc to idealny wybór dla najmłodszych.
Dla dorosłych szukających relaksu – jeśli lubisz proste, urocze ilustracje i chcesz na chwilę oderwać się od codzienności, te kolorowanki pomogą Ci się zrelaksować.



Podsumowując, obie kolorowanki są pięknie wydane i w pełni oddają klimat Sylvanian Families – rodzinnej atmosfery, radości i harmonii. To nie tylko zabawa, ale też odrobina magii w codziennym życiu, którą możesz stworzyć własnymi kolorami.
Czy nadają się do markerów alkoholowych? W moim odczuciu nie. Mają zbyt dużo szczegółów, które trudno okiełzać kolorując tą techniką ale już widzę jak piękne te ilustracje będą gdy pokoloruje się je na przykład kredkami akwarelowymi!

Polecam! 


Czy można znać kogoś całe życie i jednak nic o nim nie wiedzieć?
To pytanie powraca jak echo przez całą książkę „Twoja ostatnia wiadomość”, psychologiczną opowieść o miłości, zaufaniu i przerażającym odkryciu, że osoba, którą kochamy, może być kimś zupełnie innym, niż sądziliśmy.

Historia zaczyna się jak dramat rodzinny – Camilla wraca do pracy po urlopie macierzyńskim. Jej mąż Luke, z pozoru idealny partner i ojciec, nagle znika. Wkrótce okazuje się, że znajduje się w centrum zakładniczego dramatu i być może... jest zamachowcem. To nie jest zwykły thriller z pościgami i strzelaniną. To intymna, duszna opowieść o tym, jak jedno wydarzenie burzy cały świat.

To, co mnie ujęło, to perspektywa Camilli – kobiety, która musi nie tylko chronić dziecko i odnaleźć męża, ale przede wszystkim zderzyć się z prawdą o sobie i ich relacji. Gillian McAllister bardzo dobrze pokazuje, jak zaufanie może być jednocześnie piękne i ślepe.

Autorka rewelacyjnie buduje napięcie – w książce nie ma spektakularnych zwrotów akcji co kilka stron, ale jest za to stałe, duszące poczucie niepokoju, które towarzyszy bohaterce i czytelnikowi. To nie jest thriller, który się „pochłania”, to raczej powieść, którą się „przeżywa” – analizując każde spojrzenie, każde przemilczenie.

Podobała mi się także konstrukcja historii – przeplatane rozdziały perspektywy Camilli i negocjatora Nialla dają pełniejszy obraz wydarzeń i stawiają czytelnika w moralnej szarości: nikt tu nie jest całkowicie zły ani całkowicie dobry.

„Twoja ostatnia wiadomość” porusza emocje w sposób bardzo dojrzały. Nie ma tu tanich chwytów ani przesadnego dramatyzmu. Autorka pokazuje, że największe dramaty często dzieją się w ciszy – w chwilach, gdy musimy przestać wierzyć komuś, kogo kochaliśmy.

Czy finał mnie zaskoczył? Nie do końca. Ale to nie był minus – wręcz przeciwnie, miałam poczucie, że wszystko zostało poprowadzone z logiką i psychologiczną spójnością.

Jeśli szukasz thrillera, który nie tylko trzyma w napięciu, ale też zmusza do refleksji nad tym, czym tak naprawdę jest zaufanie i jak bardzo znamy naszych najbliższych – ta książka Cię nie zawiedzie.

 

 

Zakochanie to druga część sagi zapoczątkowanej przez „Zauroczenie”, której jednym z głównych bohaterów jest Kacper – mężczyzna pewny siebie, doświadczony przez życie, ale przekonany, że zna znaczenie miłości. Aż do momentu, gdy spotyka Emilię – młodą matkę wychowującą dwie córki i rozpoczynającą nowe życie po trudnym rozstaniu. Pojawienie się uczuć w nieoczekiwanym momencie oraz osobiste dylematy bohaterów sprawiają, że to opowieść o tym, jak uczucie może niespodziewanie skomplikować życie.

W tle nowa dawka tajemnic: legendy o ukrytym skarbie dziadka, rodzinne sekrety i konflikt pokoleń. Wszystko to splata się w historię, w której każdy musi zdecydować: czy zaryzykować i pójść za głosem serca, czy pozostać w strefie bezpieczeństwa.

Zakochanie to lekka i piękna opowieść o miłości, która przychodzi wtedy, gdy wydaje się, że wszystko jest już poukładane. Urok tej książki tkwi w jej codzienności: relacje są prawdziwe, emocje – subtelne, a bohaterowie nie są ideałami, tylko ludźmi ze swoimi błędami i nadziejami.

Emilia jako samotna matka budująca nowy dom i życie, Kacper jako ktoś, kto zdaje sobie sprawę, że serce mówi szybciej niż głowa – tworzą parę, która nie tylko powoli się zakochuje, ale i mierzy z konsekwencjami swoich wyborów. Do tego poznajemy również dalsze losy bohaterów Ady, Matyldy, a nawet Laury.

Powieść nie jest wybuchem zwrotów akcji, ale ma w sobie coś z magii spokojnej opowieści o zmianie i nadziei. Dla fanów książek Krystyny Mirek, którzy szukają emocji, ale nie spektaklu – Zakochanie będzie pięknym, wzruszającym rozwinięciem historii. Jeśli oczekujesz refleksji nad miłością, trudnymi decyzjami i tym, że warto żyć własną historią – sięgnij po tę książkę.

Zakochanie - Krystyna Mirek


Cześć!

Mam na imię Iza i od zawsze jestem zakochana w książkach. Moja pasja do czytania towarzyszy mi od najmłodszych lat, a blogowanie stało się naturalnym przedłużeniem tej miłości. Pisanie o książkach to dla mnie nie tylko hobby, ale prawdziwa radość, którą dzielę się z innymi. Jeśli również kochasz literaturę, zapraszam Cię do mojego świata, pełnego inspiracji i pasji do słów!